... i znowu dół...
Znowu mam doła. Czasu bardzo mało ... przeprowadzka tuż, tuż a przed nami mnóstwo roboty. Jestem wściekła ... staram opanować swoje nerwy ... ale słabo mi to wychodzi. Nawala jak zwykle nasz "majster" Andrzej - olewa totalnie nas i naszą budowę. Wstyd mi za Niego - bo sądziłam, że nie trzeba Go pilnować. Niestety byłam w błędzie - każdy powinien mieć nad sobą bata, wtedy praca mu się pali w rękach.
My natomiast próbujemy się zorganizować. Ja - mimo braku urlopu - po zakończonej pracy staram się pomóc chłopakom na budowie - maluję ściany, zamawiam art. budowlane, wybieram firany, karnisze itp. Mój mąż po pracy "goni" na budowę i tu pracuje na drugi etat. Nasz obiad jemy ok. godz. 21.00 i padamy zaraz z nóg. Pomocną jest tez nasza mama, która wraz z tatą opiekuje się naszymi Królewnami.
Na dniach ma przyjechać stolarz i montować schody oraz kuchnię. Kuchnia czeka już gotowa na meble, natomiast klatka schodowa jest jeszcze nie skończona